Wymarzony wypoczynek
Pokój. Pokój przyzwoicie duży, codziennie sprzątany. Duże wygodne łóżka, dodatkowe koce do przykrycia, gdyby klimatyzacja dokuczała w nocy, choć można ją też przecież wyłączyć (schowana za drzwiami). Duża przestronna szafa z bezpłatnym sejfem (powód do wyraźnej dumy recepcjonisty: „sejf jest oczywiście gratis”), tylko niezbyt ustawna, w konsekwencji część garderoby trzymaliśmy przez cały pobyt w walizkach). Łazienka całkowicie w normie, wanna z zasłonką, bidet obok toalety, duże lustro przy umywalce, komplet kosmetyków, suszarka do włosów. Taras rewelacyjny. Dwa krzesła z podpórkami na nogi, stolik, rozkładana suszarka na mokre ręczniki i kąpielówki. No i ten zapierający dech w piersiach widok na morze wydm i turkusowy ocean. Taras jest osłonięty od wiatru, lubię oddawać się tu zadumie, jest to możliwe o poranku i wieczorem, w ciągu dnia zbyt piecze słońce.
Hotel. Kompleks hotelowy jest ogromny, cztery piętra i kilkaset pokoi na każdym, przedzielony na dwie części poprzez ogólnodostępną drogę, która wśród pięknej zieleni i reklam RIU prowadzi na wydmy i dalej na plażę. Recepcja obszerna, wokół dużo wygodnych foteli, na których można przycupnąć i odpocząć. Dwa duże baseny z przekonująco ciepłą wodą i dużo dostępnych leżaków, w żadnym razie nie trzeba o nie walczyć, a takie były przecież obawy, odmieniane przez wszystkie przypadki. Dwa bary z dyskretną obsługą. Dużo zakamarków z leżakami, gdy ktoś akurat nie chce wypoczywać przy basenie. Strefa zabaw i gier, m.in. z stołem do tenisa stołowego, bilardem i piłkarzykami. Bilard praktycznie nowy, płatny symbolicznie (1 EUR). Dużo palm i innej tropikalnej zieleni. Turyści nikną w tym bogactwie miejsc i nigdy nie mamy odczucia, że wypoczywamy w rozkrzyczanym tłumie. Nad basenami panuje błoga cisza, cudowna, czasami tylko przerywana radosnym okrzykiem jakiegoś szczęśliwego dziecka. To cudowny brak muzyki przez cały dzień. Kompleks ożywa muzycznie dopiero wieczorami, gry proponuje znane i przyjemne dla ucha szlagiery śpiewane live.
Na oddzielny akapit zasługuje strefa Health and Wellness, w której do dyspozycji jest bezpłatne: siłownia (dobrze wyposażona) i sauna (sucha, mokra, pokój relaksu nad sadzawką), a także bogaty wachlarz płatnych masaży. Wszystko jest naprawdę fantastycznie przemyślane.
Wyżywienie. Jedzenie to oddzielna poezja. Przebogate śniadania. Zachwycaliśmy się sokami ze świeżo wyciskanych owoców (codziennie: pomarańcz, melon, arbuz, truskawka, banan, kiwi i papaja). Duże wrażenie zrobiło też na mnie bogactwo smaków jogurtów naturalnych, doliczyłem się 9 i codziennie jadam płatki z innym jogurtem. Kawa lepiej smakowała z automatu niż podawana przez kelnera.
Wszystko przebijała jednak uczta wieczorna, był to punkt dnia, na który niezmiennie bardzo się cieszyliśmy. Na początku pobytu został do nas przypisany konkretny stół, przy którym jedliśmy wszystkie kolacje, bardzo praktyczne rozwiązanie. Jakość jedzenia była naprawdę wysoka. Wreszcie trafiliśmy na hotel, który nie oszczędzał na owocach morza, były serwowane duże krewetki, małże, łosoś na ciepło i zimno, sushi. Mięsa w tej sytuacji mniej przyciągały moją uwagę, ale w ich przypadku poziom też był zachowany, np. ciepły udziec z jagnięcia, który dosłownie rozpływał się w ustach. Do tego mnóstwo sałatek, warzyw, owoców, bakalii, słodyczy, czekoladowa fontanna. Hotel RIU na Fuerteventurze, prawdopodobnie przez ten okropny all inclusive, był bezdyskusyjnie gorszy. Napoje podczas kolacji były płatne, ale to uciążliwość dobrze znana z opcji HB.
Popołudniowe przekąski jedliśmy we własnym zakresie, zwykle były to relatywnie smaczne kanapki albo sałatki warzywne kupowane w pobliskim supermarkecie HiperDino Express, niemal przy samym hotelu, tuż za rondem po prawej stronie.
Personel w hotelu. Ogólnie nie mam zastrzeżeń. Łatwo można się porozumieć i po angielsku i po niemiecku. Może odrobinę męczył mix obu języków stosowany przez kelnerów. Personel ogólnie uśmiechnięty i profesjonalnie przygotowany do pracy. Niestety gubił się w niestandardowych sytuacjach. Ze względu na późnowieczorny powrót przedłużyłem do godzin popołudniowych pobyt w pokoju i kupiłem dodatkową kolację. Bardzo praktyczne. Pierwotnie zostałem poinformowany, że koszt za wszystko wyniesie 100 EUR, potem kwota została potwierdzona, a jeszcze później, gdy chciałem uregulować rachunek, okazało się, że recepcjonistka nie uwzględniła w kalkulacji naszego syna (wcześniej analogiczny zrobiła jej koleżanka) i faktyczna kwota do zapłaty sięgnęła 125 EUR, bo „błędy się zdarzają” i „ona nie ma możliwości, aby wziąć swój błąd na siebie, bo to leży w gestii dyrektora”. Żenujące to było dosyć i pozostał pewien niesmak.